Anna Sakowicz – ,,W sieci”. Fragment książki

#alkohol #DDA #internet #miłość #trauma #strata #uzależnienie

Anna Sakowicz - ,,W sieci''. Fragment książki
Anna Sakowicz – ,,W sieci”. Fragment książki

„W sieci” to inspirowana prawdziwą historią opowieść o dwóch kobietach: Hannie i Danucie. Bohaterki mieszkają na różnych krańcach Polski, nie znają się, ale los sprawia że jest coś, a raczej ktoś kto je połączy. Każda z nich ma swoją odmienną, ale równie tragiczną historię która wpływa na ich życie, sposób myślenia i działanie.

Kiedy pojawia się ON

Pierwsza z kobiet jest mało stanowcza, stąpa wokół innych na palcach, marzy o byciu kochaną, pragnie bezpieczeństwa. Jej życie zdominowały cierpienie po stracie dziecka, przemoc i dramatyczny rozwód. Druga jest córką alkoholika i żoną uzależnionego również od alkoholu mężczyzny, sama zaś nadużywa antydepresantów, nie lubi zmian i dlatego za wszelką cenę utrzymuje status quo swojego papierowego już małżeństwa. Musi uporać się z demonami przeszłości, by odnaleźć w sobie chęć życia. Kiedy pojawia się ON – mężczyzna poznany w internecie, przedstawiający się jako Jan Kowalski – wszystko się zmienia.

Kim okaże się w rzeczywistości?

Jaką rolę odegra w życiu bohaterek? Anna Sakowicz nie ocenia żadnego z bohaterów, nie wydaje wyroków. Pokazuje ich w trudnych sytuacjach, wikła ich w sieć uzależnień nie tylko od siebie. Przedstawia jak doświadczenia z przeszłości mogą i wpływają na życie i decyzje bohaterów. Pokazuje jak trudno wyplątać się z sieci
toksycznych wspomnień, relacji i uzależnień…

FRAGMENTY KSIĄŻKI „W sieci”

…”Znam tę drogę na pamięć, trafię z zamkniętymi oczami. Paweł nigdy tu nie przychodzi, udaje, że tego
nagrobka po prostu nie ma. Wchodzimy w główną aleję i po kilkunastu metrach skręcamy w lewo. Tu wzdłuż
piaszczystej drogi znajdują się mogiły dzieci. Odnajdujemy bez trudu nagrobek Marcysia wykonany z białego
kamienia. Wycieram chusteczką higieniczną płytę i ustawiam znicze. Zapalam. Jasiek przesuwa je w odpowiednie miejsca, a potem siada na ławce i obserwuje, jak się palą. Wokół śpiewają ptaki, czasami pojawiają się ludzie. Idą albo pochylają się nad sąsiednimi grobami. Przenoszę wzrok na imię i nazwisko synka. Zastanawiam się, jakby to było, gdybym po rozwodzie została z dwójką dzieci. Może jednak los wiedział, że z jednym będzie mi łatwiej? Znów myśli gnają do tego dnia w szpitalu. Wszystko wraca, zresztą co którąś noc. Już nie tak często jak w pierwszym roku, ale bywa, że budzę się z krzykiem. Słyszę pluśnięcie delikatnego ciałka na materac łóżka, czuję tamten ból. Zmysły zapisały wszystkie wrażenia i odtwarzają je niczym starą płytę.”…”
– Jeżeli nie pijesz, wylej do zlewu.
– A wyleję, żebyś wiedziała! – Wścieka się. Wpada do pokoju i chwyta butelki. Małpki wciska do kieszeni. Potem
idzie do kuchni i staje przy zlewie. Scena jak z typowego filmu o alkoholikach. – Wyleję, żebyś wiedziała – powtarza. Pewnie próbuje przekonać samego siebie. Uśmiecham się ironicznie i opieram nonszalancko o ścianę w kuchni. Daję mu znak ręką, żeby się nie krępował i lał wódę w gardziel kanalizacji. Odkręca pierwszą małpkę, jakąś cytrynówkę czy inne gówno. Wylewa. W powietrzu unosi się ostra woń alkoholu. Obserwujemy, jak płyn znika w odpływie. Bierze drugą małpkę. Łatwo idzie. Pokazuję palcem na whisky.
– To wylej.
Waha się. To zaboli. Biorę butelkę i odkręcam ją. Rzuca się jednak na mnie i wyrywa.
– Zostaw to. Wiesz, ile to kosztuje?
Parskam śmiechem.
– Wiedziałam, że tego nie zmarnujesz.
Wychodzę z kuchni. Zostawiam go z drogim whiskaczem w dłoni. Jestem pewna, że go nie wyleje. Przypominam
sobie, jak ze swoim bratem rozmawiali o luksusowych alkoholach, o wieku dobrej whisky, o dębowych
beczkach i innych gównach, które mają czynić ich lepszymi od zwykłych żuli walących w gardło denaturat.
Szymon twierdził, że to świetna inwestycja. Uśmiecham się pod nosem. Ironia losu. Zainwestował w kilka
butelek. Mówił, że po latach sprzeda ze stuprocentowym zyskiem. Od początku wydawało mi się to głupotą, ale
nikt mnie nie słuchał. Koneser się znalazł. Nie odróżniłby smaku wody brzozowej od tego złotego gówna.
Nie zamykam drzwi do pokoju. Słyszę, jak odkręca butelkę. Wylewa. Kiwam głową z uznaniem, choć nie wiem,
czy spłynęła żołądkówka, dżin, czy whisky. Długo to trwa. Spoglądam na zegarek. Wreszcie po paru minutach
idę niby do łazienki. Zaglądam do kuchni. Siedzi przy stole, na którym znajdują się puste butelki. Szymon ma
przed sobą szklankę z grubego szkła. Mieni się w niej bursztynowy płyn rodem ze Szkocji. Zostawiam go sam na
sam ze szlachetnym trunkiem. Ruszył w rejs. Od razu przypominam sobie, jak się zachwycał kiedyś wizytą w
destylarni. Mówił, że to jak żeglarska podróż. Dębowe beczki pachną morzem.
– Żeglarz się znalazł – szepczę do siebie.” …”
Nie mogę złapać tchu. Patrzę w jego oczy i przez moment zastanawiam się, gdzie jest mężczyzna, w którym się
zakochałam. W jego spojrzeniu widzę nienawiść i wściekłość, ale teraz nie czuję strachu. Oddech ma obcy, budzi
obrzydzenie. Siłą przyciska mnie do ściany.
– Yyyy… – stękam. Nerwowo rzucam okiem w stronę drzwi do pokoju Jaśka, bo na pewno wrócił do domu z
ojcem. Modlę się, żeby nie pojawił się w korytarzu. Wbrew zdrowemu rozsądkowi próbuję za wszelką cenę
zachować pozory. Jasiek nie może widzieć takiego ojca. Nie może! Powtarzam to do znudzenia.
– I co, suko? – szepcze. Czuję drobinki jego śliny na twarzy. – Z kim się bzykałaś?
– Proszę…
– Posłuchaj – cedzi. – Nie rób z mojego syna pedała, bo przysięgam, że cię zabiję! W czym on poszedł dziś do
szkoły, kurwa?!
Szybko szukam we wspomnieniu poranka.
– Yyy…
– Różowa koszulka? Naprawdę?Paweł zwalnia wreszcie uścisk, a ja kaszlę. Odsuwa się ode mnie, masuję szyję. Zginam się wpół i próbuję się uspokoić. Wtedy ze swojego pokoju wychodzi Jasiu. Podbiega do mnie i kładzie mi rękę na plecach.”