Konflikt pierwszego świata. Kontrowersyjne przekazy mediów o wojnie w Ukrainie

24. lutego Putin zaatakował Ukrainę, zostawiając światowe media w szoku. Wiele wydawnictw i stacji w pośpiech przygotowywało sprawozdania i reakcje. Niektóre z nich wzbudziły niemałe kontrowersje swoim rasistowskim, ksenofobicznym wydźwiękiem.

konflikt pierwszego świata
Konflikt pierwszego świata. Kontrowersyjne przekazy mediów o wojnie w Ukrainie. Foto geralt/Pixabay

Wojna w Ukrainie wstrząsnęła całym światem. Zagraniczne media z przejęciem informują o strasznych wydarzeniach, które mają miejsce na terenach za naszą wschodnią granicą. Ludzi wokół globu poruszyły odwaga i waleczność Ukraińców, a także niezłomność prezydenta Zełenskiego, okrzykniętego bohaterem. Z kolei bombardowania, zrównywane z ziemią miasta i uciekający ludzie, zostawiający za sobą dobytek i członków rodziny, wielu osobom skojarzyły się z konfliktami targającymi Bliskim Wschodem i Afryką. Według niektórych mediów między tymi wydarzeniami jest jednak pewna różnica – wojna w Ukrainie to „konflikt pierwszego świata”.

Jak ocenić wojnę?

Pod pewnymi względami wojny łatwo porównać. Można podzielić je na te domowe i nie, można ustalić różne cele obu (bądź więcej) stron. Można wskazać na geopolityczne zależności, stworzyć statystyki rannych i zabitych, policzyć uchodźców. Można przeanalizować skutki i ich znaczenie w dłuższej perspektywie. Jednak trudno jest porównywać ludzkie cierpienie. Chociaż można mówić o jego różnej skali, to dla ofiar, które straciły bliskich, które zmuszone były żyć w terrorze, które zostały wyrwane z codziennego życia i pozbawione środków do życia, którym konflikt ukradł marzenia i przyszłość, suche fakty nie mają znaczenia. Każda wojna jest straszna, bez względu na czas i miejsce. Tego zdania nie podziela niestety grupa dziennikarzy.

Zobacz także: Zespół stresu pourazowego – jak wojna zmienia człowieka?

Relatywnie cywilizowane, relatywnie europejskie

Światowe media w obliczu konfliktu w Ukrainie pokazały niepokojący podwójny standard. Różnice w pojmowaniu wojny w Ukrainie i wojen, które miały lub mają miejsce na Bliskim Wschodzie, dobrze obrazują słowa reportera CBS News, Charliego D’Agaty.

To nie jest miejsce jak, z całym szacunkiem, Irak czy Afganistan, gdzie konflikty trwają od dekad. To relatywnie cywilizowane, relatywnie europejskie – i muszę tutaj uważać na słowa – miasto, w którym trudno było się spodziewać, że coś takiego się wydarzy – komentował bombardowanie Kijowa dziennikarz.

Ludzie jak my

Uprzedzenia widać przede wszystkim na tle rasy i etniczności. W wielu przypadkach to podobieństwo do dziennikarza czy mówcy stanowiło o tym, że byli oni szczególnie poruszeni wydarzeniami w Ukrainie. Jak powiedział w wywiadzie dla BBC Dawid Sakwarelidze, zastępca ukraińskiego prokuratora generalnego, ten konflikt był dla niego źródłem wielu emocji, bo zabijani są „Europejczycy z niebieskimi oczami i blond włosami”. Zostawiło to spory niesmak w ustach wielu, gdyż sugerowało, że ktoś, kto nie wpisuje się w ten północnoeuropejski kanon nie zasługuje na ten sam poziom współczucia. Nie popisał się też Francuz Philippe Corbé.

Nie mówimy tu o uciekających przed bombami wspieranego przez Putina syryjskiego reżimu Syryjczykach. Mówimy o Europejczykach uciekających w samochodach, które wyglądają jak nasze, żeby ocalić swoje życie – wyjaśnił „różnicę” między wojną w Ukrainie a wojną w Syrii dziennikarz.

Konflikt pierwszego świata

W Al Jazeerze powiedziano z kolei, że wstrząsające jest przede wszystkim to, że uciekający z Ukrainy to „prosperujący ludzie z klasy średniej”.

To nie uchodźcy, próbujący uciec z Bliskiego Wschodu czy Północnej Afryki. Oni wyglądają jak każda europejska rodzina, która żyje po sąsiedzku.

Pojawia się tutaj problem wyobrażeń, które wielu z nas ma na temat krajów rozwijających się i ich mieszkańców. Uchodźcą może stać się przecież każdy, niezależnie od miejsca zamieszkania, klasy społecznej czy pochodzenia. Tymczasem z przytoczonych wypowiedzi można by wnioskować, że wojna i konflikty zbrojne to coś normalnego dla Bliskiego Wschodu czy Afryki, więc tragedie dotykające tamtych regionów nie wymagają równej dawki empatii.

Atak na cywilizację

W brytyjskim „The Telegraph” ukazał się artykuł, który nazwał inwazję Putina „atakiem na cywilizację”. Wyrwane z kontekstu twierdzenie jest jak najbardziej prawdziwe – każdy zbrojny konflikt to szkody dla ludzi, dla kultury, sztuki, ekonomii i gospodarki. Stanowisko to pojawiło się jednak w tekście mówiącym, że wojna nie jest już czymś, co spotyka „jedynie biedne, dalekie tereny”, a jej ofiary mogą być „takie jak my”. Cywilizacja stała się nagle udziałem jedynie wybranych państw, co przypomina dyskurs rodem z czasów kolonialnych, podczas gdy Syria, Afganistan czy Irak zostały zepchnięte na „cywilizacyjny margines”. Wydaje się, iż autor, tak jak i inni cytowani dziennikarze, zapomniał o tym, że bomby wszędzie wybuchają tak samo – nie ważne, jakiego koloru włosy ma głowa, na którą spadają.

Anna Miłachowska