Léo Cans, kierownik działań Lekarzy bez Granic o sytuacji w Palestynie

“Sytuacja w Gazie jest katastrofalna. Szpitale są przepełnione. Liczba rannych jest ekstremalnie wysoka – do szpitali w Strefie Gazy bez ustanku przybywają nowi ranni. Zespoły medyczne są wyczerpane, opatrują i operują rannych 24 godziny na dobę.

Foto robertwaghorn/pixabay

Bombardowania są bardzo intensywne. Wiele budynków zostało całkowicie zniszczonych, w tym budynek sąsiadujący z biurem Lekarzy bez Granic, który został zburzony zeszłej nocy. Czasem ludzie w środku nocy dostają wiadomość SMS, że powinni ewakuować się z domu. Takie wiadomości dostawały też osoby z naszego zespołu. Muszą wtedy zbudzić swoje dzieci i w środku nocy opuścić  budynek, nie zabierając ze sobą właściwie niczego, aby schronić się w bezpieczniejszym miejscu. Bardzo często jednak nie mają dokąd iść. Zostają pod gołym niebem, w środku nocy, pod gradem bomb.

Gdzie mogliby znaleźć schronienie?

Ostatnie szacunki określają liczbę osób przesiedlonych na około 200 000. Są to głównie osoby,  które dostały wspomniane SMS-y, których domy zostały zburzone. Potrzebują wszystkiego: wody, jedzenia, miejsca, gdzie mogliby się umyć, materaca do spania… w skrócie, potrzeby są różne, ale podstawowe.
Rząd Izraela postanowił całkowicie odciąć dostawy wody i elektryczności. Również sieć telefoniczna została mocno uszkodzona. Nie byliśmy w stanie dodzwonić się do naszych zespołów w Gazie. Wszystko to powoduje, że koordynacja działań ratunkowych i dotarcie do  rannych jest ekstremalnie trudne.

Ludzie w Gazie są dziś przerażeni

Regularnie rozmawiam z przebywającymi w Gazie współpracownikami, z lokalnym personelem Lekarzy bez Granic. To bardzo twardzi ludzie, bo niestety przeżyli już wiele wojen. Ale obecna sytuacja wywołuje w nich olbrzymi lęk. Mówią, że tym razem jest inaczej niż zwykle: nie widzą wyjścia z tej sytuacji i zastanawiają się, jak to wszystko się skończy. Żyją w strasznym obciążeniu psychicznym. Nie ma słów, by opisać, przez co ludzie tam przechodzą.
Jako Lekarze bez Granic jesteśmy bardzo zmartwieni i zaniepokojeni widząc, że placówki medyczne nie są oszczędzane. Jeden ze wspieranych przez nas szpitali został trafiony w ataku z powietrza i zniszczony. W innym nalocie zniszczono karetkę przewożącą ranną osobę, dosłownie przed szpitalem, w którym pracujemy. Zespół Lekarzy bez Granic operujący rannego musiał uciekać w pośpiechu ze szpitala. Powtarzamy: placówki medyczne muszą być szanowane. To nie jest coś, co powinno być negocjowane.
Obecnie Lekarze bez Granic dostarczają najpotrzebniejszych lekarstw i sprzętu medycznego do głównych szpitali w Strefie Gazy. Do dwóch szpitali wysłaliśmy zespoły chirurgiczne, by pomogły operować rannych. W najbliższych dniach będzie też koniecznych wiele zabiegów pooperacyjnych – większość rannych, których przyjmujemy, będzie potrzebowała kilku interwencji chirurgicznych by przeżyć. W centrum Gazy zorganizowaliśmy dodatkową przychodnię dla osób z obrażeniami, którą postaramy się utrzymać tak długo, na jak długo pozwolą nam warunki.

Ostatnio przyjęliśmy trzynastoletniego chłopca, którego ciało było prawie całkowicie  poparzone, po tym jak bomba spadła tuz obok jego domu i wznieciła pożar. To są bardzo trudne przypadki do leczenia w takich warunkach. Kiedy dotykają dzieci, naprawdę trudno to unieść. Intensywność przemocy i bombardowań jest szokująca, podobnie jak liczba zabitych. Deklaracja wojny nie może – pod żadnym warunkiem! – prowadzić do zbiorowego karania mieszkańców Gazy.
Odcinanie wody, elektryczności i dostaw paliwa jest nie do zaakceptowania, ponieważ karze
wszystkich mieszkańców i uniemożliwia im zaspokojenie podstawowych potrzeb.