Przeciwciała receptą na koronawirusa?

Naukowcy i lekarze dużą wiarę pokładają w wytwarzanych przez tzw. ozdrowieńców przeciwciałach, ale wciąż zagadnienie to budzi równie silne nadzieje, co kontrowersje i obawy.

Przeciwciała receptą na koronawirusa. Foto pixabay

W nauce widać dziś wyraźnie dwa trendy w zakresie badania i leczenia ludzi na koronawirusa. Pierwszym są badania mające na celu stworzenie i rozwój szczepionek. Polegają one na znalezienia fragmentu wirusa, który, podany człowiekowi w sposób kontrolowany i bezpieczny, wywoła u niego odpowiedź immunologiczną, mogącą uodpornić go na COVID-19 w przypadku kontaktu z wirusem. Drugi trend to badania w kierunku weryfikowania roli przeciwciał u osób, które chorowały i wyzdrowiały, a które dzięki temu mają je już wytworzone.

To istotne z dwóch powodów – mówi prof. Maciej Lesiak, Kierownik I Kliniki Kardiologii w Szpitalu Klinicznym Przemienienia Pańskiego w Poznaniu. – Przeciwciała to nasze białka odpornościowe wytwarzane przez nasz organizm, które są specyficzne dla danego czynnika chorobotwórczego, czyli patogenu. Zrobienie powszechnych testów na jak największej części populacji wykryje obecność tych przeciwciał i poda nam prawdziwą skalę epidemii w naszym kraju, ponieważ będziemy wiedzieć, kto już ma przeciwciała, czyli odporność, a kto nie. To ma ogromne znaczenie psychospołeczne i ekonomiczne, bo osoby odporne mogą spokojnie wracać do pracy, do normalnego życia, bezpiecznie kontaktować się z ludźmi i odmrażać gospodarkę. Drugim powodem jest to, że przeciwciała od tzw. ozdrowieńców można wykorzystywać w leczeniu choroby i zapobieganiu jej ciężkiemu przebiegowi. Możemy działać bardzo szybko, właściwie w ciągu kilku dni podając choremu przeciwciała i zatrzymując rozwój choroby. To byłby scenariusz idealny, do którego dąży medycyna. – dodaje.

Fałszywe wyniki

Przeciwciała można rozpatrywać więc jako jako metodę zarówno diagnostyczną, jak i leczniczą. Obecnie jednak nie ma jeszcze zadowalającej i dobrze sprawdzonej metody, mogącej być uznawaną za tzw. złoty standard, dający 100 proc. pewność wyników.

– Chodzi o to, aby nie było wyników fałszywie dodatnich, tj. takich, które by wykazywały obecności przeciwciał, czyli odporności, u kogoś, kto jej tak naprawdę nie ma i odwrotnie, aby nie pokazywały braku odporności u pacjenta, który ją posiada. Fałszywe wyniki mogą wziąć się stąd, że nie wszystkie testy są wciąż dokładne, specyficzne dla wirusa SARS-CoV 2. Większość z nas miało już kontakt z innymi typami koronawirusów sezonowych, które nie są tak niebezpieczne, a na które wyrobiliśmy sobie już odporność – wyjaśnia profesor. – Co więcej, nie wszystkie rodzaje przeciwciał dają odporność taką jak tzw. przeciwciała neutralizujące, ponadto zaobserwowano, że po przechorowaniu ich miana nie zawsze są tak wysokie, aby gwarantować odporność.

Nierozwiązanym dotąd problemem w stosowaniu przeciwciał na koronawirusa jako leku jest to, że niestety nie wszystkie przeciwciała mogą zostać użyte do produkcji leku, niektóre mogą bowiem dawać odwrotne skutki, a nawet nasilić objawy choroby i powodować różne groźne powikłania. Kolejnym wciąż badanym aspektem jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, jak długo przeciwciała utrzymują się w organizmie ludzkim i jak długo nas chronią.

Przed nami jeszcze sporo pytań, na które na razie nie znamy odpowiedzi. Wydaje się, że jako społeczeństwo naturalną odporność na koronawirusa będziemy uzyskiwać przez wiele lat, a może i całe życie – kończy ekspert.