
Znany aktor od ponad 30 lat należy do zgromadzenia scjentologów, które znacząco wpłynęło na jego postrzeganie świata. Niestety członkostwo w zgromadzeniu do tej pory przynosiło mu same negatywne skutki.
Czym jest scjentologia? Określa się ją jako religijną organizację non-profit, gdzie wyznawcy propagują rozwój ducha ludzkiego. Wielu członków tej organizacji twierdzi, że dzięki członkostwu uwolnili się od uzależnień, depresji, problemów w nauce, chorób psychicznych i innych kłopotów.
Sam gwiazdor również nie widzi i nie odczuwa negatywnych skutków przynależności do sekty, mimo że przez kult zniszczył już swoje dwa małżeństwa oraz zerwał kontakty z rodziną i przyjaciółmi. W ostatnim wywiadzie wyznaje: – To coś, co bardzo pomogło mi w życiu. To coś, wiesz, bez czego nie byłbym tym, kim jestem. Więc to jest piękna religia, jestem z niej niesamowicie dumny.
Członkostwo w grupie scjentologów nie sprawiło jednak, że aktor jest postrzegany przez innych w pozytywny sposób. Byli członkowie sekty, m.in. Cathy Schenkelberg, która przez lata znała się z Tomem, powiedziała, że: – Nie lubię go, nie jestem jego fanką. Było mi smutno, kiedy rozstał się z Nicole, ale to było do przewidzenia. Tom jest niepewnym siebie narcyzem, jest przy tym bardzo dziecinny.
Zasady sekty są jasne: nakazuje ona zerwanie kontaktów z każdą osobą, która odwróciła się od kultu, wobec czego Cruise nie zaprząta sobie głowy komentowaniem wypowiedzi dawnej przyjaciółki.
Czyżby miało to świadczyć o jego „szaleństwie”? Prawdopodobne. Od czasu gdy spotykał się z Nicole Kidman, pojawiły się plotki o jego problemach. Nie wspominając także o jego kontrowersyjnym występie u Oprah Winfrey.
Kolejne powody na chwiejne zachowanie aktora? Rozmowę z Mattem Lauerem, kiedy gwiazdor krzyczał na niego, ponieważ prezenter brał… antydepresanty, co Cruise uważa za „wymysły diabła”, tak samo jak całą psychiatrię i lekarzy.
Zatem czy „religia” Toma rzeczywiście mogła mu pomóc w karierze i owocować w same pozytywne skutki? Czy może jest wręcz przeciwnie, a sam Cruise niedługo będzie musiał jednak poddać się opiece lekarzy psychiatrów i ich „wymysłom diabła”…?