Jacek Dubois. To nie moje pieniądze

 Misternie utkana fabuła, ogrom wiedzy i kruczków prawnych przemyconych w subtelny i niewymuszony sposób, charakterystyczni bohaterowie oraz nieoczekiwane zwroty akcji, to jedne ze znaków rozpoznawczych książek z wątkami kryminalnymi, mecenasa Jacka Dubois.

Duże kancelarie, topowi prawnicy, wielki biznes i równie duże pieniądze

Z jednej z kancelarii ginie bez śladu sto milionów złotych złożonych jako depozyt. Podejrzanych jest wielu, a sprawcy zostają niewinni.
Kto ukradł pieniądze?
Kto na tym zyskał najbardziej?
Czy była to zwykła kradzież, czy może
misternie utkana intryga?

Książka wzbogacona o wiersze Anny Pawlikowskiej.

Fragment nr 1 KSIĄŻKI. To nie moje pieniądze

Przez głowę Karoliny przelatywały przerażające wizje. Oczami wyobraźni widziała siebie na lotnisku podającą urzędnikowi w czasie odprawy dowód osobisty do kontroli. Pracownik długo go ogląda, potem dyskretnie przyciska guzik pod pulpitem, a za jej plecami pojawiają się funkcjonariusze straży granicznej. Mówią jej, że wiedzą kim jest i że już im nigdy nie ucieknie, prowadzą ją do radiowozu, po
czym na sygnale wiozą do aresztu w Białołęce.
Udało jej się przegnać tę wizję, lecz od razu pojawiła się nowa. Tym razem ujrzała Magdę leżącą na szpitalnym łóżku.
Kobieta właśnie otworzyła oczy, a siedzący obok prokurator zapytał:
– Czy będzie pani zeznawać?
– Tak, powiem wszystko, Karolina ukradła moją tożsamość.
Musicie ją zatrzymać, chcę być z powrotem sobą.
– Oczywiście, zaraz ją zatrzymamy.
Nie chcąc, by pojawiła się nowa wizja, Karolina starała się myśleć o czymś miłym. Próbowała przywołać widok morza, którego delikatne fale rozbijają się o rafę. Tym razem jednak ujrzała siebie obok Korna. Trzymali kije golfowe i stali przy trzecim dołku; tylko nie wiadomo dlaczego, on był we fraku i czarnym cylindrze, a w butonierkę miał wpiętą wielką orchideę. Ona była w długiej, białej koronkowej sukni. Korn uśmiechał się do niej demonicznie. Uklęknął przed nią i sięgnął po jej dłoń.
Jego ręce się lepiły.
– Ukochana, zróbmy to razem – rzekł.
– Co razem? – spytała przerażona Karolina.
– Ukradnijmy maszynę do makaronu.
– Nie, nie ukradnę jej! – krzyknęła, zrobiła zamach kijem i uderzyła go w głowę, która oderwała się od
tułowia, poszybowała, po czym upadła w centralnym punkcie wielkiego weselnego tortu. Korn uśmiechnął się do niej z tortu i porozumiewawczo mrugnął…
Karolina wzdrygnęła się i powróciła do rzeczywistości, i zobaczyła, że taksówkarz przygląda się jej coraz bardziej ostentacyjnie. Zapłaciła i nie czekając na wydanie reszty, pobiegła do domu.
– Czy zwierzyna połknęła przynętę? – spytał Andrzej.
– Nawet za bardzo. Czy wiesz, co on wymyślił? Chce, żebyśmy polecieli do Rzymu?!
– Świetnie. Już jest nasz – ocenił.
– Świetnie!? – powtórzyła Karolina, patrząc na niego ze zdziwieniem. – Nie widzę w tym niczego
świetnego. Mam lecieć do Włoch z fałszywymi papierami, negocjować kupno jakiejś maszyny, nie
znając żadnej reguły prawnej, a na koniec mam być podrywana przez tego obleśnego typa. Gdy mnie
nie będzie, Magda odzyska przytomność, wyjaśni całą pomyłkę, a ja z lotniska trafię prosto do
więzienia. Wytłumacz mi, co w tym widzisz świetnego!?
Przytulił ją, zdając sobie sprawę, że za chwilę będzie musiał wymienić kolejną koszulę. Głaskał ją
uspokajająco po plecach.
– Rzym leży w strefie Schengen – przypomniał. – Odprawisz się zdalnie i nikt nawet nie spojrzy na twoje dokumenty.
Rozmawiałem z lekarzem Magdy. Z każdym dniem jej stan się poprawia, ale ze względów medycznych jeszcze co najmniej dwa dni będzie w śpiączce farmakologicznej, więc na pewno nie wyjaśni żadnego nieporozumienia. Jeśli chodzi o umowę, to przygotuję ci wszystkie uwagi, które przedstawisz w trakcie negocjacji. Nikt się nie zorientuje, że się na tym nie znasz.
– Naprawdę myślisz, że się nam uda?
– Tak, jesteś doskonałą aktorką!
– Nie chcę być aktorką. Całe życie byłam sobą i tak ma zostać – oświadczyła.
– To potrwa tylko kilka dni. Dowiedziałaś się u niego czegoś ciekawego?
– Nie. Przez chwilę byłam nawet sama w jego gabinecie, bo on poszedł spotkać się z prawnikiem.
Obeszłam cały pokój, udając, że oglądam obrazy, i zerknęłam na papiery leżące na biurku. Jakaś
umowa kupna akcji. Nic, co by nas mogło zainteresować.
– W Rzymie będziesz miała więcej czasu.

Fragment nr 2 KSIĄŻKI. „To nie moje pieniądze”
– Tak, to musiało się stać wtedy – odezwał się do Dobosza. – Znalazłem rozwiązanie zagadki, w jaki
sposób przejęli moje hasła.
– Andrzej, co ty pieprzysz, to znaczy opowiadasz – poprawił się Dobosz. – Nie mam czasu na słuchanie
sprawozdań z twojego życia erotycznego.
– Poczekaj, przecież mnie znasz i wiesz, że nie poszedłbym do łóżka z nikim, z kim pracuję. To prawda,
że miałem wtedy zły czas. Rozstaliśmy się z żoną, ona przy tym zachowywała się, jak się zachowywała,
ale to nie znaczy, że z tego powodu złamałbym swoje zasady. Dziesiątki razy mieliśmy popijawy
firmowe, były setki pokus i nic się nie zdarzyło. Fakt, że było wino, ona była śliczna i do tego stres, ale znasz mnie: cała moja praca to stres i jakoś potrafię zapanować nad emocjami. Wtedy myślałem, że po prostu mnie poniosło, i chciałem jak najszybciej o tym zapomnieć, ale teraz, jak się nad tym zastanawiam, jestem przekonany, że musiała mi dosypać czegoś do wina. Wiesz, jakiś afrodyzjak. Są takie, że człowiek po nich głupieje, i ja właśnie zgłupiałem. Niewiele pamiętam z tego wieczoru. Położyliśmy się na kanapie i nic więcej z tej nocy nie pamiętałem. Chyba zasnąłem. Coś takiego też mi się nigdy nie zdarzyło. Obudziłem się z bólem głowy, kiedy było już widno.
– A ona?
– Jej już nie było. Od tego czasu już jej nie widziałem.
– Mam cię teraz pocieszać po tej stracie? – ironizował prokurator.
– Ty naprawdę nic nie rozumiesz czy się wygłupiasz? Dziewczyna daje mi afrodyzjak, czy dlatego, że
jestem taki atrakcyjny? Wtedy by raczej nie zniknęła, tylko starała się kontynuować znajomość. Potem ja zasypiam, a ona zostaje ze mną śpiącym w kancelarii. Klucze do sejfu są w mojej marynarce. Może zrobić wszystko: dorobić klucze do kancelarii i do sejfu, otworzyć go i znaleźć hasło. To oczywiste, że wróciła ze mną specjalnie po to, żeby wykraść hasło. To była jedyna sytuacja, kiedy straciłem kontrolę nad kluczami. Z dorobionymi kluczami i kodami mogła wejść do kancelarii i zrobić przelew z mojego komputera. Mogła też to zrobić zdalnie. Mówiłem ci, że kiedy się obudziłem, jej już nie było, a mnie pozostał tylko ból głowy. Znalazłem kartkę, że strasznie jej wstyd z powodu tego, co zaszło, że to jej wina, że rano nie potrafiłaby mi spojrzeć w oczy, że przeprasza mnie za wszystko i kończy staż, by nie stawiać mnie w kłopotliwej sytuacji. Wtedy uznałem, że to najlepsze z możliwych rozwiązań, teraz mam świadomość, że wszystko zostało ukartowane. To ona za tym stoi. Musisz odnaleźć tę dziewczynę i sprawa się wyjaśni.
– Co o niej wiesz?
– Ma na imię Iza. W biurze są jej wszystkie dane. Zawsze zapisujemy dane naszych praktykantów, ona była na praktykach studenckich, chyba studiowała na uczelni Koźmińskiego.
– Dobrze, im szybciej to wyjaśnimy, tym lepiej. Dzwoń do biura po jej nazwisko. Wyślę po nią mundurowych.
Godzinę później do gabinetu prokuratora policjanci wprowadzili dwudziestokilkuletnią niewysoką dziewczynę o rubensowskich kształtach, z krótkimi jasnymi włosami.
– To nie ona – zawyrokował od razu Rek.